Dario jest psem, który długo szukał swojego domu. Zaadoptowaliśmy go, gdy miał 1 rok.
Pewnego dnia dzwoni do mnie Witek i mówi: Chciałaś mieć psa dla siebie. Mam dla ciebie psa! A teraz uwaga! To jest pudel, pudel duży!
Pomyślałam: ?!
Szybko zaczęłam sobie przypominać, co ja wiem o pudlach. Wiem, że pracują w cyrku. Widziałam pudle duże na wystawie i strasznie mi się nie podobał ich wygląd. Opinia panuje, że pudle są głupie.
I nie widzę siebie z elegancikiem u boku. Chciałam psa, z którym mogłabym zdobywać przysłowiowe góry. Dlatego też moja odpowiedź nie była pełna entuzjazmu: noo,….nie wiem…..pudel? (jakże się myliłam!) Witek na to: jest to pies, który idealnie do ciebie pasuje z charakteru. Byłem z nim na spacerze, obserwowałem go, jest ok.
Postanowiliśmy pojechać pod namiot na 3 dni blisko miejsca, gdzie aktualnie przebywał Dario. Chcieliśmy wziąć Dario na ten czas do siebie i poobserwować psa. Czy będzie do nas pasował?
Jaka była historia Dario? Dario najpierw był u rodziny, która dla niego nie miała serca i czasu. Nasza znajoma wzięła go do siebie. Ale miała już własne trzy psy, w tym też jednego pudla królewskiego. Stado zrobiło się za duże i zaczęła szukać domu dla Dario.
Stwierdziłam, że wezmę Dario pod warunkiem, że między nim i mną pojawi się więź. Branie psa tylko po to, żeby mieć dodatkowy kłopot nie wchodziło w grę.
Poszłam do znajomej. Zobaczyłam biegającego w kółko na smyczy i szczekającego czarnego chudzielca z grzywką. Chciałam go wziąć na spacer. Tylko ja i Dario. Chciałam się na nim skupić, trochę przyjrzeć.
Wzięłam smycz od znajomej i poszłam z czarnym pudlem do lasu. To był długi spacer. Pies szedł przy mnie. Nie ciągnął. Spoglądał z zainteresowaniem na mnie. Dotykał nosem ręki. Oczywiście miałam smakołyki i go podkarmiałam. Takie małe przekupstwo.
Doszliśmy do jeziora. Słyszałam, że Dario boi się wody. Nie chciał w ogóle do niej wchodzić. Nawet dla kiełbasy. A jest to pies bardzo łasy na jedzenie. Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam spróbować. Weszłam do wody na wyciągnięcie ręki i mówiłam do Dario, żeby wszedł za mną. W ręku oczywiście miałam smakołyk. Dario patrzył na mnie i na sztywnych łapach, krok po kroku, bardzo powoli wszedł do wody. Po pierwszym kroku pochwaliłam go i dałam smakołyk. Potem drugi krok, kolejny. Wchodził, ale widać było, że jest cały spięty. Nie spuszczał ze mnie oczu. Gdy woda doszła do jego brzucha, stwierdził, że i tak już dokonał coś znaczącego. Wyszliśmy z wody. Pochwaliłam go, poklepałam po boku. Dario zaczął się kręcić wokół siebie i skakać. Widać było, że przeżył przed chwilą straszne chwile i musiał rozładować napięcie.
I Dario pojechał z nami do Gdańska. Zaiskrzyło między nami już na pierwszym spacerze. Z Zulusem nie czuję „więzi” jaką poczułam z Dario. I na pewno zjednał sobie moje serce, tym, że wszedł do wody.
Bo zrobił to dla mnie.