Wywiady

Jak pokonała swój wewnętrzny lęk

jak przełamać swój lęk

Zapraszam do rozmowy, którą przeprowadziłam z moją koleżanką, o pokonywaniu swoich ograniczeń i lęków. I o tym, że warto słuchać swojego wewnętrznego ja i niezależnie od wieku realizować swoją wewnętrzną potrzebę. W jej przypadku był to rower, u Ciebie, może to być coś całkiem innego.  

 

Olga: Ile miałaś lat, gdy nauczyłaś się jeździć na rowerze?

Marysia: 41

Olga: Zazwyczaj na rowerze uczymy się jeździć gdy jesteśmy dziećmi. Ojcowie często biegają trzymając kij wciśnięty pomiędzy części ramy.  Ty podjęłaś decyzję o nauce w dojrzałym wieku. Co ciebie do tego skłoniło?

Marysia: Mój najmłodszy syn zaczął już chodzić i puścił się mojej ręki, wyjechaliśmy całą rodziną na camping. A tam wszystkie dzieciaki jeździły na rowerze. Robiły kółka wokół namiotów. Gdzie się nie obejrzałam był rower.

Olga: I nastąpiła autosugestia?

Marysia: Rower chodził mi już po głowie od dwóch lat. Czułam, że jak wsiądę na rower i pojadę to poczuję wolność. Miałam w głowie taki obraz: jest dróżka, wiatr rozwiewa mi włosy, grzeje słońce, a ja czuję się wspaniale. Ja jestem piechurem i zrobienie 40km to nie jest dla mnie wyzwanie. Jestem mocna fizycznie, chociaż drobnej budowy ciała. I dla mnie to był absolutny defekt, że nie umiem jeździć na rowerze.

A potem zobaczyłam sędziwą babcię na rowerze. Powolutku jechała do sklepiku i z powrotem. Pedałowała, nie przewracała się. Pani 80 lat! Jeżeli taka pani babcia jeździ, to przecież jazda na rowerze nie może być skomplikowana! – tak wtedy pomyślałam i postanowiłam że coś z tym zrobię i zaangażuję mojego męża.

Wzięłam jego składany rower i pojechaliśmy na wieś. I tam, gdzie nikt mnie nie widział, otoczona krzakami, uczyłam się na wiejskim podwórku. W mieście to byłaby pewnie sensacja.  

Marek mi pomógł. Trzymał mnie, biegł za mną, żebym nie straciła równowagi. Po jednym dniu takich prób zdjął mi pedały, bo miałam całe posiniaczone nogi. Na koniec pobytu na wsi założył je z powrotem.

A potem pojechałam bez przewracania się do bramy.

Nie rozumiem dlaczego utrzymuje się równowagę na rowerze. Nie pojmuję tego. W pewnym momencie przestałam się po prostu przewracać.

Olga: Ale na nartach przecież jeździsz.

Marysia: Tak, ale nie miałam wcześniej żadnej psychicznej blokady. Nigdy wcześniej nie jeździłam na nartach, po prostu w wieku 27 lat założyłam i już. Nie bałam się. Nie miałam poczucia że są trudności z łapaniem równowagi. Stoisz przecież na dwóch nogach.

Potem jeździłam na rowerze za miastem. Marek jechał na rolkach, trzymał tył roweru, żebym psychicznie wiedziała, że jestem stabilna.

Denerwowało mnie wszystko. Że ktoś idzie, że pies biegnie, że jest śpiący policjant. Nie potrafiłam skręcać. Pytałam ciągle Marka czy mnie trzyma.

W kolejnym roku nie wsiadłam ani razu na rower. Myślałam, że to już koniec mojej przygody z rowerem, gdy nagle na święta dostałam rower w prezencie – w pięknym czerwonym kolorze. Popłakałam się, a

Marek powiedział: wystarczy, że będziesz chciała.  

Gdy przyszła wiosna, powiedziałam: idziemy na rower. Był to dla mnie tak duży stres, że nie mogłam przed wyjściem z domu jeść i pić. Mieliśmy jechać po mieście. Marek oczywiście za rowerem na rolkach. A jakiś starszy pan, który nas zobaczył, powiedział: no kto to widział, że kobieta ciągnie faceta!

W pewnym momencie, Marek powiedział, że pojedziemy już w dwa rowery. Jeździłam tylko z nim. O tak wczesnej porze, żeby było spokojnie na ulicach. Tylko ścieżkami rowerowymi.

W kolejnym roku  pojechałam pewnego dnia sama. Pojechałam rowerem do sklepu rybnego. Po drodze wpadłam na samochód, który stał zaparkowany.

Pani sprzedawczyni, z którą często rozmawiam powiedziała: O! Pani dziś na rowerze! A ja jej odpowiedziałam, że gdyby wiedziała jakie ja bohaterstwo dziś zrobiłam! Gdy przyjechałam do domu, postawiłam z dumą koszyk z zakupami na biurku męża.  

Z Markiem jeździłam już na dłuższe wycieczki - 30 km. Zaczęłam też jeździć sama. Znalazłam prostą trasę rowerową 10 km, i jeździłam nią w tę i z powrotem. Marzyłam o naszej trasie nadmorskiej. W lecie tam jest dużo ludzi, ale we wrześniu poczułam się tak stabilnie na rowerze, że zadzwoniłam do koleżanki i pojechałyśmy pociągiem do Sopotu, a potem na rowerze do Nowego Portu. Potem pojechałyśmy na kolejną wycieczkę i kolejną.

Marek się śmiał, że stałam się organizatorem wycieczek rowerowych.

 

Wiesz, miałam coś wyraźnie zablokowane. I bałam się z tym zmierzyć. U mnie to był rower. Ale u każdego człowieka to może być coś innego. I nie ważny jest wiek. Gdy czegoś chcesz, warto spróbować.

 

Myślę, że u ludzi, którzy potrafią jeździć na rowerze, ale tego nie robią, w sytuacji gdyby przejechali się rowerem, coś by się otworzyło. To jest wyjście z domu, poznanie osiedla, spotkanie z przyrodą.

 

To jest zrobienie czegoś innego niż do tej pory.

To jest odkrycie kawałka siebie.

 

Olga: Dziękuję za rozmowę.

 

Miałeś kiedyś sytuacje, że musiałeś zmierzyć się ze sobą i ze swoimi lękami? 

 

No to pa!

Olga Komorowska

Moj portret

Wykładowca, storyteller, matka dziewczyny z zespołem Downa. 
Moje motto życiowe brzmi: nie szukaj problemów, szukaj rozwiązania.

 

© 2017 Newskit. All Rights Reserved.Design & Development by Joomshaper

Szukaj