Specjaliści mi mówili, że dzieci z zespołem Downa tak mają. Są nadwrażliwe na hałas. Jakaś rada? Żadnej.
Stosowaliśmy metodę małych kroczków.
W teatrze, gdy Agata zatykała uszy i chciała uciekać, wychodziliśmy z sali. Ale nie szliśmy do domu. Uczestniczyliśmy dalej w przedstawieniu, ale po drugiej stronie drzwi. Dochodziły do nas przytłumione dźwięki. Potem siadaliśmy w ostatnim rzędzie. Mówiliśmy: zostaniemy tu, daleko od hałasu. Tonem spokojnym, ale stanowczym. Posłuchaj co słyszysz. Jak myślisz co się dzieje? W miarę postępów siadaliśmy coraz bliżej sceny.
W Teatrze Leśnym byliśmy na koncercie osób z niepełnosprawnością. Zespół wybijał afrykańskie rytmy. Agata zatkała uszy i schowała się pod ławkę. Wyciągnęłam ją i posadziłam sobie na kolanach. Zaczęła się wyrywać. Chciała znów wejść pod ławkę. Powiedziałam: poczekaj, posłuchaj. Słyszysz te bębny? To małpki grają. Wołają wszystkich na spotkanie do lasu. Słyszysz? Teraz słonie biegną na spotkanie. O! wąż syczy. Też chciałby wziąć udział w zabawie. A teraz? Co to może być? Jak myślisz? Ptaki tańczą i się cieszą. Teraz wszyscy się cieszą, grają, tańczą i śpiewają.
Kojarzyłam dźwięk z czymś znanym Agacie. Mówiłam, że te dźwięki coś znaczą. Oswajałam ją z dźwiękami.
Agata zaczęła mnie słuchać, przestała się wyrywać. Napięcie w jej ciele ustąpiło. Zaczęła wykazywać zainteresowanie.
Na koniec koncertu Agata tańczyła przy głośniku. Tańczyła przy tak głośnej muzyce, że aż mi było nieprzyjemnie. Na niej muzyka, która dobywała się z dużego pudła nie robiła już żadnego wrażenia.
W związku z tym mam pytanie, czy w grę wchodziła nadwrażliwość na dźwięki, czy po prostu strach przed głośnym dźwiękiem? Wydaje mi się, że jednak w grę wchodzi ta druga przyczyna. Gdybym nie oswiła Agacie głośnych dźwięków, dalej by się ich bała.