Gdy pierwsze dziecko jest dzieckiem z niepełnosprawnością, rodzice często nie decydują się na kolejne dziecko. Szczególnie, gdy to pierwsze ma niepełnosprawność intelektualną.
Bo się boją. Bo nie myślą o drugim dziecku. Bo są zmęczeni.
Gdy ja byłam w ciąży z Jankiem, bałam się, że drugie dziecko będzie niepełnosprawne. Ale nie z zespołem Downa, tylko niewidome, z porażeniem mózgowym albo z autyzmem. Byłam przesiąknięta niepełnosprawnością i miałam wrażenie, że na świecie jest więcej dzieci niepełnosprawnych niż tych bez niepełnosprawności.
Po co drugie dziecko?
Czy po to, żeby zaopiekowało się swoją starszą siostrą lub starszym bratem, gdy zabraknie rodziców? Nie! Nie mogę obarczać Janka taką odpowiedzialnością. To my rodzice musimy zadbać o to, żeby w przyszłości Agata - osoba z zespołem Downa, miała dobrą opiekę. I będzie fajnie, gdy Janek zadzwoni do siostry, odwiedzi swoją siostrę gdziekolwiek będzie.
Czy po to, żeby zaopiekowało się nami, gdy będziemy niedołężnymi staruszkami? Nie! Kiedyś spotkałam się z rodzicami, którzy w szpitalu zostawili swoje nowo narodzone dziecko z zespołem Downa. Miałam ich przekonać do zmiany decyzji. Nie udało się. Zapytałam ich, gdy wychodzili, dlaczego tak postanowili? Odpowiedzieli: "Jesteśmy już po czterdziestce. Niedługo się zestarzejemy. Chcieliśmy dziecka, które się nami zaopiekuje, a nie dziecka, którym to my się będziemy musieli opiekować". W dzisiejszych czasach takie podejście jest naiwne. Będzie cudownie, gdy nasze dziecko się nami kiedyś zaopiekuje, ale nie należy tego od niego oczekiwać.
No to w takim razie po co drugie dziecko?
Żeby inaczej spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość. Żeby relacje z otoczeniem były zdrowsze. Żeby nabrać dystansu do niepełnosprawności.
Gdy urodził się Janek, świat się zmienił. A właściwie się nie zmienił, tylko ja zaczęłam inaczej na niego patrzeć. W piaskownicy, w przedszkolu, na ulicy były również dzieci bez niepełnosprawności. Rozmowy z innymi rodzicami nie dotyczyły sposobu trzymania kredki, ustawienia stopy, wiotkości mięśni.
Mój mózg odpoczywał. Mój mózg przestawił się na odbiór innej rzeczywistości. Mój mózg dostrzegł ślimaka pełznącego po chodniku, którego Janek chwycił za skorupkę.
Gdy jest w domu dziecko "pełnosprawne" inaczej się patrzy na dziecko z niepełnosprawnością. Z pewnym dystansem, co jest bardzo zdrowe i dla tego dziecka i dla naszych relacji z nim.
Agata z Jankiem bardzo się przyjaźnili. Wspólnie się bawili. Odkrywali dla siebie swoje światy. Gdy Janek był mały i coś go bolało albo było mu smutno, nie wołał: mamo! Tylko wołał: Agata! I Agata biegła do niego, przytulała go, dawała buziaka.
To były chwile, gdy czułam się szczęśliwa. Patrzyłam na moje dziecko z niepełnosprawnością z uśmiechem. Mogłam je skazać na całodzienną rehabilitację, a jest traktowane jak prawdziwa siostra. Agata też na pewno czuła się szczęśliwa. Bo czuła się ważna. Miała się z kim bawić. Rozmawiała z drugim dzieckiem.
Dlatego właśnie uważam, że rodzice dziecka z niepełnosprawnością powinni decydować się na drugie dziecko.



