Gdy zdałam sobie sprawę z tych dwóch rzeczy, moje życie zaczęło się zmieniać. Na lepsze.
Bo co się dzieje, gdy nie ufamy sobie i nie akceptujemy siebie?
Patrzymy na siebie bardzo krytycznie.
A przez to do każdego zadania podchodzimy z lękiem. Bo nie wierzymy, że dobrze coś załatwimy. Bo na pewno popełnimy błędy. Bo źle porozmawiamy z drugim człowiekiem. Bo ktoś nas źle oceni.
Ten lęk narasta i przenosi się nawet na łatwiejsze sprawy. W pewnym momencie dojdzie do tego, że załatwienie rocznego przeglądu u mechanika wyda nam się przytłaczającym zadaniem.
Jesteśmy spięci - a to nas kosztuje - bo wypala wewnętrznie.
I co najważniejsze nie podejmujemy rzeczy, które chcielibyśmy zrobić, o których marzymy, na których nam zależy. Bo w głowie siedzi "robal" i nam w kółko powtarza, że nie damy rady, że jesteśmy za słabi, że to nie dla nas.
Na przykład żyjemy w toksycznym związku, w którym nie ma szacunku do drugiej osoby. Chcemy się rozstać, bo czujemy jak uciekają z nas siły psychiczne, ale mamy w głowie zakorzenioną myśl: nie poradzisz sobie! A ponieważ tak myślimy, to nic nie robimy.
U niektórych może się to przejawiać perfekcjonizmem. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik, tak, żeby nikt nie mógł się przyczepić. Żeby nikt nie powiedział złego słowa. Wszystko musi być perfect, super, na błysk, doskonałe. Taka osoba z trudem docenia swoje osiągnięcia, bo ciągle coś mogłoby być lepsze.
Czujemy się ze sobą źle. No bo przecież nie jesteśmy tacy dobrzy, jakbyśmy chcieli. Tyle rzeczy w życiu zrobiliśmy źle. Tyle błędów!
Robal w naszej głowie ciągle szepcze do ucha krytyczne słowa. I podkreśla jacy jesteśmy słabi.
Przez taką postawę do siebie będziemy szukać kogoś, kto miałby sprawić, że nie będziemy czuć się źle w swojej skórze. Wystarczy, że ten ktoś się uśmiechnie, zapieje z zachwytu, wykarze nami zainteresowanie, a my już praktycznie byśmy leżeli u jego/jej stóp. I myślimy: tak! to jest ta osoba, z którą chcę spędzić dalszą część życia! I nie ma znaczenia, że ta druga strona myśli inaczej. My się jej uczepiliśmy, bo jest dla nas deską ratunku. To jest nawet ta lepsza opcja, bo ta gorsza jest taka, że wpadniemy w kiepski związek, z którego będzie nam trudno się uwolnić.
Często ucieczkę przed sobą znajdujemy w alkoholu, narkotykach, hazardzie.
Gdy tylko sobie zaufasz, będziesz wiedział jak żyć.
Wydaje mi się, że dziś jest trudniej zaakceptować siebie i zaufać sobie, niż kiedyś. Mętlik w głowie robią Social Media.
Na FB i na Instagramie ludzie wrzucają fotki ze swojego życia. Sprawdzamy, gdzie spędzają wakacje, jak często wychodzą na miasto, ilu mają przyjaciół, jakie piękne ciasta robią, jak fajnie spędzają czas z rodziną, w jakich domach mieszkają.
I porównujemy ze sobą, ze swoim życiem, ze swoimi wypiekami i sposobem spędzania wieczorów. I często pojawia się rozczarowanie. Bo u innych jest tak kolorowo i fajnie, a u mnie tak codziennie, bez fajerwerków.
A przecież skoro tak chcesz i jest Ci z tym dobrze, to dlaczego nie? Po za tym trzeba pamiętać, że życie w sieci to kreacja (ale to jest temat na inny wpis).
Jak zbudować zaufanie do siebie i akcpetację?
Nie jest to kwestia machnięcia różdżką i już, załatwione.
To jest proces.
Kiedyś coś wpłynęło na to, że dziś jesteśmy kim jesteśmy i patrzymy na siebie tak, a nie inaczej.
Ja budowałam to stopniowo, z drobnych sukcesów, które zaczynałam doceniać. Z sukcesów dnia codziennego. Że na przykład zawiozłam samochód do mechanika. Że pomalowałam lakierem lusterko w samochodzie, bo zaczęła z niego schodzić farba. Że ktoś mi podziękował za to, co zrobiłam. Że ktoś się cieszy ze spotkania ze mną. Że kogoś przekonałam do czegoś.
Swoje osiągnięcia, sukcesy i dokonania zapisywałam. Każde. Nawet te najmniejsze.
Dlaczego zapisywałam? Bo ludzie mają tendencję do rozpamiętywania złych rzeczy, a te dobre gdzieś giną. Ale gdy je zapiszesz i widzisz, ile Twój zeszyt ma zapisanych stron, to robi się miło na sercu. A wtedy "robal", który siedzi w Twojej głowie zaczyna się dusić. A, gdy będzie chciał Ci szepnąć do ucha znów jakieś słowa krytyki, to Ty wtedy przypomnisz sobie swój zeszyt i swoje zapiski.
To nie musi być zeszyt. To może być słoik, do którego wrzuca się karteczki z sukcesami. To może być pudełko.
I staram się wychodzić naprzeciw swoim marzeniom i pomysłom. Kiedyś chciałam pisać na blogu i nie miałam pojęcia, jak to się robi. Dziś wiem dużo więcej i piszę.
Jakiś czas temu wpadł mi do głowy pomysł, na założenie czasopisma dla młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną i dziś mogę się pochwalić. Pierwszy numer został już wydrukowany. Nigdy wcześniej nie pracowałam nad czasopismem. Ale pomyslałam sobie, że skoro potrafię załatwić w życiu tyle spraw, wiem jak dotrzeć do dzieci i młodzieży, to warto spróbować. Poniżej jest okładka. Czasopismo nazywa się tak samo, jak Fundacja, z którą współpracuję. Nie pracowałam oczywiście sama nad zawartością i nad okładką. Pomagali mi znajomi, którzy z wydawaniem czasopism również wcześniej nie mieli do czynienia.
Ale gdybym stwierdziła, że nie dam rady, że się na tym nie znam, że jestem za słaba, nigdy bym nie spróbowała. Zrobiłam kilka błędów, kilka rzeczy mnie zaskoczyło. Pewnie, że mogłoby być lepiej. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że mam wydruk, a wnioski wyciągnę do kolejnego numeru.
A teraz posłuchaj piosenki zespołu Afromental pt "Zaufanie".
Trafia w samo sedno. Refren sobie przepiszę i powieszę na ścianie, żeby nie bać się kochania świata i znaleźć swoje światło we mgle.
"Zaufaj sobie i leć!
Nie bój się tańczyć na szkle
Zapytaj siebie jak żyć, czy tu być,
Co tu mieć, czego w życiu chcesz.
Zaufaj sobie i leć.
by znaleźć swoje światło we mgle.
Nie obawiaj się bać, kochać świat.
Umiesz sam obrać szlak.
Życie to ciągły test".
Zaufaj sobie i leć, by znaleźć swoje światło we mgle.
Warto znać swoje możliwości, ale też swoje ograniczenia. A zaufanie do siebie w codziennych, życiowych sprawach to według mnie jest fundament jakości naszego życia.
Pozdrawiam ciepło